homeopatyczna dawka cyfrowego przebodźcowania

O integracji Jungowskiego cienia, sportach ekstremalnych i ekstremalnych osobowościach

Użycie autoagresji w warunkach kontrolowanych

O integracji Jungowskiego cienia, sportach ekstremalnych i ekstremalnych osobowościach
Udostępnij na Pinterest

Użycie autoagresji w warunkach kontrolowanych

O integracji Jungowskiego cienia, sportach ekstremalnych i ekstremalnych osobowościach
Użycie autoagresji w warunkach kontrolowanych
słowa
Udostępnij na Pinterest

W poprzednich artykułach pisałem o koncepcji popularyzowanej przez Rafała Mazura, czyli o ambicji jako dążności ludzkiej, która może być zwrócona na zewnątrz – w twórczym podboju świata – lub do wewnątrz, kiedy to przyjmuje ona formę autoagresji. Innymi słowy: agresywna autokreacja, albo autodestrukcja.

Jako niegdysiejszy ćpun, który znał kilka kurewek i całą masę wszelakiej maści wykolejeńców, mogę to potwierdzić. Oczywiście spora część z nich nie potrafi zwrócić swej ambitnej agresywności na zewnątrz, gdyż jest najzwyczajniej ofiarą swojej własnej dysfunkcyjnej kultury. Osoby takie po prostu nie znają niczego innego gdyż, u nich na osiedlu, lub w ich zainfekowanej biedą i beznadzieją miejscowości, nie dostali żadnych innych wzorców; ani od rodziców, ani od rówieśników.

Przykładem może być Cygan z którym siedziałem w celi, który kładł się krzyżem na podłodze żeby modlić się do Boga, aby go wypuścił na zewnątrz. Musiałem pisać mu listy do rodziny po cygańsku, gdyż on nie umiał pisać. On był totalnym symbolem bycia ofiarą swojej własnej, wysoce dysfunkcyjnej kultury.

Jest jednak masa ludzi którzy – podobnie jak ja – miała pewną ekspozycję na alternatywne, lepsze drogi życia (w skrajnych przypadkach pochodzą wręcz z dobrych, bogatych domów). U mnie nie było kasy, była traumatyczna atmosfera, ale rodzice byli wykształconymi ludźmi. Żadną miarą nie mogę powiedzieć, żebym był ofiarą dysfunkcji na poziomie kulturowym. Kozanów to wcale nie było najgorsze blokowisko na tle innych. I znałem całą masę takich ludzi jak ja. I oni stanowią nieco większą zagwozdkę. Dlaczego tak się dzieje?

W tekście pt „Dlaczego nikt mnie nie lubi?” napisałem, że jest to związane ze zdewastowanym poczuciem własnej wartości, wchodzącym w konflikt z wysokim stopniem charyzmy – konflikt nie do zniesienia. Potrzebę osiągnięcia czegoś ponadprzeciętnego i jednoczesny, paraliżujący strach przed tym. Nazwałem osoby takie „ludźmi ekstremów”, sugerując że wielu z nich jest w stanie uratować siebie stawiając poprzeczkę osiągnięć niedorzecznie wysoko i życie pokazuje, że faktycznie często tak się dzieje. Albo upadek, albo spektakularny sukces – ci ludzie nie znają nic pomiędzy, tak są skonstruowani.

Nie zmiana lecz przemiana

Chciałbym rozwinąć nieco bardziej temat odwrócenia tej autoagresji z wewnątrz na zewnątrz. Dzisiaj dotarło do mnie coś szokującego. Otóż owe odwrócenie nie odbywa się poprzez alchemiczną przemianę z autoagresji, na jakąś zupełnie inną, nową jakość. Sprawa jest nieco bardziej zaskakująca i... mroczna. Uratowanie siebie odbywa się poprzez pozostanie w autoagresji, ale nakierowanej w diametralnie inny sposób, na diametralnie inne cele.

No bo to jest jednak fascynujące, jak wielu ćpunów po rzuceniu dragów wybiera sporty ekstremalne, w których ryzyko śmierci jest dosyć spore. Albo sporty które eksploatują ciało w naprawdę ekstremalny sposób. Albo sporty walki, które polegają na tym, że czasem ktoś zrobi ci krzywdę.

Czaisz? Przestajesz walić hel po kablach, tylko po to, by ryzykować śmierć w Himalajach. Ale najlepsze jest to, że bez dwóch zdań, jest to pozytywna przemiana (nie zmiana!), bo nakierowana na zdobycie fejmu i sukcesu. Natomiast korzeń motywacyjny jest wciąż ten sam – chora i mroczna ekscytacja możliwością utraty życia.

Nie szukasz guza, nie szukasz śmierci, lecz wykorzystujesz to, że masz w sobie to mroczne, chore gówno którego inni ludzie nie mają, po to aby zyskać nad nimi przewagę w danej dyscyplinie – w tym przypadku sportu. Fascynujące!

U mnie autoagresją były narkotyki i do pewnego stopnia też hardkorowe graffiti. Wiadomo że można dostać wpierdol lub trafić za kraty z tego powodu (zaliczyłem jedno i drugie). Moja przemiana polega na tym, że choć zacząłem umieszczać swoje street-arty nie na murach, lecz w przestrzeniach reklamowych – co jest społecznie dużo bardziej akceptowane – choć zacząłem tworzyć rzeczy, które podobają się większej ilości osób niż ja sam (tzn przestałem gryzmolić moją ksywę na murach na przykład), to jednak wcześniej robiłem to anonimowo. Czyli bezpiecznie z punktu widzenia słabego, ćpuńskiego ego. Natomiast teraz firmuje to swoją twarzą i podpisuję adresem mojego bloga. Zrobiłem to specjalnie po to, aby móc wystawić siebie na uczciwy dialog z odbiorcą i potencjalną krytykę. Innymi słowy do ryzyka krzywdy, w postaci wpierdolu albo aresztu (bo choć robię nie na murach lecz na stretchach i banerach to jest to jednak nadal nielegalne), dołożyłem ekspozycję na bardzo jadowity hejt. Nie wszyscy kochają street-art, a już na pewno nie tak prowokacyjny jakim bywa czasem ten mój, a już ponad wszelką wątpliwość nie ten tworzony przez tak kontrowersyjną postać jak ja. I do tego aby się tak wyeksponować (co jest właściwie niespotykane w street-arcie i graffiti) potrzebna jest właśnie ta perwersyjna, autoagresywna energia.

Ale z drugiej strony właśnie taki scenariusz jest konieczny, abym mógł stworzyć sztukę i poezję, do której życie przygotowywało mnie przez 38 lat życia. Muszę wyeksponować siebie na ryzyko krzywdy i hejtu, bo wiem, że moja twórczość wkrótce wskoczy na naprawdę cholernie wysoki pułap. Właśnie to jest ta przemiana. Z bezmyślnej autoagresji, która nie pcha Ciebie w żadnym pożądanym kierunku, ku takiej autoagresji, którą praktykujesz w laboratoryjnych, kontrolowanych warunkach. Takiej, którą możesz wykorzystać do zyskania przewagi nad innymi.

Ćpunie i kurewko. Nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak wielki potencjał w Tobie drzemie. Uwierz w siebie i zacznij siebie szanować. Ludziom zdarzało się pisać niesamowite scenariusze życia, po wyjściu z NIEKONTROLOWANEGO mroku. A wszystko rozbija się właśnie o to przedostatnie słowo. Poczucie kontroli, bez którego nie ma poczucia własnej wartości. Pierwszą rzeczą jaką musisz odzyskać jest kontrola nad własnym mrokiem.

Są badania pokazujące, że ludziom dorastającym w materialnym niedostatku (ale jestem pewny, że można by znaleźć ten sam wzorzec w skrajnych niedostatkach emocjonalnych) zmienia się funkcjonowanie mózgu. Ich mózgi zaczynają preferować natychmiastową gratyfikację, czyli po Polsku: natychmiastową przyjemność; co jednocześnie czyni ich niezdolnymi do odraczania przyjemności w czasie, celem uzyskania planowanych celów i założeń. Odzyskanie kontroli to (moim zdaniem) w 90% nauczenie siebie zdolności do odraczania przyjemności w czasie – z jej braku bierze się spora część Twojej niedoli. Gdy już ją będziesz mieć, zaczniesz ufać sobie i wierzyć w siebie. A wtedy – zazwyczaj proces trwa parę lat – będziesz mógł/mogła wrócić po mrok, ale już w białym kitlu i lateksowych rękawiczkach, czyniąc z niego składnik własnego panaceum sukcesu.

Na sam koniec dnia – to dawka czyni lekarstwem lub trucizną.

Udostępnij na Pinterest

Użycie autoagresji w warunkach kontrolowanych

O integracji Jungowskiego cienia, sportach ekstremalnych i ekstremalnych osobowościach
słowa
Największy Matrix znajduje się pomiędzy Twoimi uszami.

Impulsy, automatyzmy i dogmatyzmy

Największy Matrix znajduje się pomiędzy Twoimi uszami.
Udostępnij na Pinterest

Impulsy, automatyzmy i dogmatyzmy

Największy Matrix znajduje się pomiędzy Twoimi uszami.
Impulsy, automatyzmy i dogmatyzmy
słowa
Udostępnij na Pinterest

Krytyczny rzut okiem na własny sztandar

Często jest tak, że na sztandarach wypisujemy to, czego nam najbardziej brakuje i za czym najbardziej tęsknimy. Tak zwani „ludzie ulicy”, „prawilniaki”, „dobre chłopaki”, którzy bardzo lubią mianować siebie jako „ludzie zasad”. A prawda jest taka, że takiej ilości wzajemnego przewalania siebie na kasę, wbijania noża w plecy i ruchania nie swoich panienek nie widziałem w żadnym innym środowisku. Fascynujące.

Drobnomieszczańska klasa, która na sztandarach wypisuje „otwartość i tolerancję”, jest jedną z najbardziej nietolerancyjnych grup, jakie miałem okazję poznać. 99% współczesnej kultury głosi unisono te same wartości i sam fakt, że gdzieś jest chłopak z blokowiska, który zdecydował się zamiast słuchania rapu i plucia słonecznikiem pod blokiem, wejść w ich świat pisząc poezję, robiąc to lepiej niż niejeden z ich współczesnych poetów i że – o zgrozo – jako prometeista i niczeanista nie wyznaje on tych samych, modnych, egalitarnych wartości, jest dla nich nie do zaakceptowania. Najmniejsze nawet odstępstwo od ideowego szablonu, spędza im sen z powiek i wywołuje reakcję stadnego szczucia.

Ale ja wcale nie byłem inny.

Ależ ja wojowałem z systemem. Współzałożyciel Federacji Anarchistycznej we Wrocławiu. Aktywista i fanatyk. Na sztandarze łopotały wolność i indywidualizm. A potem ćpun i złodziej.

Zajęło mi 30 lat żeby odkryć, że anarchizm był jedynie pretekstem do tego, żeby tworzyć ziny, koszulki, vlepki i street-arty – od 14 roku życia coś we mnie krzyczało, że chce tworzyć. Zajęło mi dużo czasu, żeby zrozumieć że moja anarchistyczna fiksacja na pojęciu władzy, była głęboką i żarliwą tęsknotą za władzą. Za posiadaniem władzy nad samym sobą i nad własnym życiem. Nad własnym ciałem i zdrowiem. Nad własnymi finansami. Nad własnym życiem emocjonalnym i seksualnym. Nad swoją pozycją w społeczeństwie.

Daj ujście tej energii zanim Cię rozerwie

Jako chłopak z wielkiego blokowiska w dzikich latach 90', w ciasnym M2 w cztery osoby, gdzie pieniądze nigdy się nie przelewały, nie miałem żadnego wzorca realizowania męskości w sposób naprawdę charyzmatyczny. Te bliskie wzorce tzw. „normalności” były dla mnie nie do zaakceptowania, a te imponujące zupełnie odległe i abstrakcyjne – miałem zbyt zniszczone poczucie własnej wartości, aby się o nie zaczepić na poziomie tożsamości.

Jeżeli jesteś jednym z tych obsesjonatów, którzy koncentrują się na zewnętrznych źródłach zniewolenia – system, matrix, kapitalizm, patriarchat – to powinien bardzo mocno zainteresować Ciebie paradoks tego, że zniewolenie pomiędzy Twoimi uszami – tytułowe impulsy, automatyzmy i dogmatyzmy, ta biologiczna część Ciebie, która ciągle się czegoś się boi oraz coś analizuje – ma bezpośredni wpływ nie tylko na zakres Twojej osobistej wolności (społecznej i ekonomicznej jak najbardziej), ale również na zakres Twojego rozumienia systemu i ogólnych mechanizmów władzy.

Albowiem z pozycji ofiary można jedynie szukać zemsty i rewanżu – dyktatury proletariatu i rychłego zrekonstruowania aparatu władzy, na ogół w dużo bardziej paskudnej formie.

Kiedy przestajesz być ofiarą i niewolnikiem – a to zawsze rozgrywa się w Twojej głowie – Twoja optyka społeczna i kulturowa również staje się dużo ostrzejsza.

Świadomość to pestka, wolna wola to prawdziwy „hard problem”

Ludzie o bardziej lewicowej wrażliwości często irytują się, gdy słyszą narracje negujące tożsamość ofiary i głoszące że „możesz wszystko”. Głoszące daleko idącą sprawczość i wolną wolę. I wcale im się nie dziwię, gdyż takie stwierdzenia na pierwszy rzut oka faktycznie wydają się być z czapy.

Jeżeli ktoś jako ofiara przemocy w dzieciństwie – tym newralgicznym okresie życia, w którym jesteśmy chodzącą, otwartą podświadomością, która chłonie informacje i przekonania jak gąbka – został poharatany emocjonalnie i tożsamościowo, to ewidentnie jest on ofiarą. Twierdzenie o wolnej woli również wydaje się być z czapy, jeżeli weźmie się pod uwagę to, jak bardzo jesteśmy warunkowani genami, środowiskiem, kulturą jak również prozaicznym fartem i niefartem.

A jednak przekonanie o tym, że nie jesteś ofiarą i że wszystko zależy od ciebie, nawet jeżeli jest kłamstwem, to jest najbardziej rozwojowym i transformującym życie kłamstwem, ze wszystkich kłamstw.

Albowiem każda spektakularna przemiana – wpierw osobowości a potem życiorysu – z jaką się spotkałem (włącznie z moją własną), zaczęła się dokładnie od przyjęcia tych dwóch przekonań. Od całkowitego odrzucenia tożsamości ofiary, rozumianego jako nie użalanie się nad sobą, zdolność do nadania sensu swojemu cierpieniu i zdolność do powzięcia całkowitej odpowiedzialności za siebie, co z kolei prowadzi do kolejnego przekonania. Albowiem powzięcie całkowitej odpowiedzialności sprawia, że odzyskujesz kontrolę, poczucie posiadania steru w ręku. Już nie możesz obwinić świata za swoje niepowodzenia i różne niesprawiedliwości jakie cię spotkały, ale z drugiej strony w ten sposób dokonuje się pewne alchemiczne salto w tył.

Mimo, że logika chce buntować się przeciwko takiemu postawieniu sprawy, w końcu to nie ty sam wybrałeś sobie owe niesprawiedliwości, ale moment w którym mówisz: ja odpowiadam za wszystko co mnie spotyka, za całokształt mojego doświadczenia, jakiś element twojego niewolniczego kodu zostaje złamany. Nie jesteś już osaczony. Stajesz się autorem, nie statystą. Zaczynasz wierzyć w siebie.

Bio i psychohackerzy to najprawdziwszy antysystem

Więc tutaj pojawia się zasadnicze pytanie. Starożytni filozofowie twierdzili, że prawda, dobro i piękno idą ze sobą w parze. Są więc dwie opcje. Albo mylili się, gdyż „mogę wszystko i nie jestem ofiarą” jest kłamstwem, a jednocześnie jest cholernie dobre dla człowieka i wnosi piękno do jego życia, albo... „Mogę wszystko i nie jestem ofiarą” po prostu kłamstwem nie jest.

Co jest niezłym mindfuckiem. Paradygmatem łamiącym ten twardy, przekonywujący i momentami przerażający hologram, w którym żyjemy. Ideą emancypującą jaźń, a nawet wynoszącą ją ponad nieubłaganą materię. Ideą nowego świata i nowego, wolnego człowieka. Ideą prawdziwego anarchizmu - nie tego ze skłotów, który fiksuje się na ludzkiej krzywdzie i który nienawidzi wszystkiego co silne, piękne i pełne sukcesów. Anarchizmu, który nie stawia siebie jako zakładnika kolektywu i jego specyficznej organizacji. Anarchizmu Woli Mocy dla ludzi, którzy pragną wygrywać.

Zegar tej bomby, którą nosisz w sobie, tyka. Potrzeba sprawczości, władzy i posiadania odpaliła detonator naście lub dziesiąt lat temu. Masz wybór. Jeżeli nie potrafisz żyć normalnie, to może być bardzo dobra albo bardzo zła wiadomość – to zależy tylko i wyłącznie od Ciebie.

SZTUKI WALKI KLAS

uliczne ikony rapu

wielcy kompozytorzy

olimpijscy medaliści

i przywódcy kibicowskich bojówek

co ich wszystkich łączy

zerknij w biogram i klasowe pochodzenie

prawie nikt ze świecznika nie pochodzi z biedy

świat lepszej karmy kontra świat tej gorszej

byłem tak bardzo na to wkurwiony

w zemście rzucałem kamienie i koktajle

by skruszyć szklany sufit

jednocześnie hartując go swoją żarliwą wiarą

większy jihad zawsze wewnątrz toczysz

klasowe aikido

załóż dźwignię deficytom

ból to paliwo

odbijesz się od dna

umiłowawszy siebie

tu tkwi haczyk

stawka gry to va bank

zobaczysz

będą mogli tylko ci pozazdrościć

 

Plakaty w formacie A2 lub A1 można zamówić u mnie za 333 zł + przesyłka.


Udostępnij na Pinterest

Impulsy, automatyzmy i dogmatyzmy

Największy Matrix znajduje się pomiędzy Twoimi uszami.
słowa
„To tylko znaczek i parę liter”

Logo za 1000 zł? Student zrobi mi je za 100 zł.

„To tylko znaczek i parę liter”
Udostępnij na Pinterest

Logo za 1000 zł? Student zrobi mi je za 100 zł.

„To tylko znaczek i parę liter”
Logo za 1000 zł? Student zrobi mi je za 100 zł.
Udostępnij na Pinterest

Nigdy nie mogłem wyjść z podziwu, widząc ludzi którzy wydają ciężkie tysiące złotych na wytatuowanie swojego ciała, a szkoda im kilkuset złotych albo tysiaka dać za logo. Jakiego rodzaju logika się za tym kryje?

Przecież – w przeciwieństwie do dziarek które na ogół są zwyczajną zachcianką – logo jest realną inwestycją w siebie. Firma która firmuje się dobrym, trafiającym w punkt i zapadającym w pamięć logotypem, może przecież w realny sposób podnieść poziom twojego życia na wyższy poziom (to samo tyczy się namingu).

Tatuator poświęca Tobie jakieś kilka do kilkunastu godzin. Żeby zrobić komuś naprawdę dobre logo, trzeba poświęcić na to wielokrotność owych roboczogodzin. Czemu? Po pierwsze research, czyli badanie specyfiki Twojej branży, Twojej firmy i Twojej konkurencji. Czy wyróżniać Cię na jej tle, a jeżeli tak to w jaki sposób i do jakiego stopnia? Jakie kolory wybrać? Szukanie skojarzeń, asocjacji itp.

Po drugie logo, to dłubanina w minimalizmie. A to oznacza przesuwanie pikseli w tę i we w tę w nieskończoność – dopóki nie osiągniesz optycznej perfekcji. A uwierz, że im prostszy projekt tym bardziej robi różnicę ta różnica kilku pikseli: w proporcji znaku do liter, w grubości liter, rozstrzeleniu liter itp. A potem jeszcze opracowanie wersji negatywowej, czarno-białej, kolorowej, z samym znakiem, bez znaku z samymi literami, the list goes on.

Generalnie... jest przy tym kupa roboty.

I od razu rozwieję kilka kuszących iluzji.

Nie, nie zrobisz tego samemu równie dobrze.

Nie, nie zrobi tego sztuczna inteligencja.

Nie, nie zrobi tego student równie dobrze.

Sztuczna inteligencja może tworzyć ładne rysuneczki kradnąc owoce pracy artystów z krwi i kości, ale na poziomie koncepcyjnym – a to jest właśnie główna płaszczyzna projektowania logo oraz całej identyfikacji – to jest zbyt duży poziom abstrakcyjnego myślenia, żeby sztuczna inteligencja mogła wpaść na taki pomysł, jak na przykład – podręcznikowe już – logo FedEx z ukrytą strzałeczką.

Ta koncepcyjna iskra geniuszu to domena człowiecza – dzięki Bogu – i zdecydowanie warta tysiąca złotych lub kilku.  


Udostępnij na Pinterest

Logo za 1000 zł? Student zrobi mi je za 100 zł.

„To tylko znaczek i parę liter”
Genialne refleksje od Elliott Earls'a

Sztuka vs Sport

Genialne refleksje od Elliott Earls'a
Udostępnij na Pinterest

Sztuka vs Sport

Genialne refleksje od Elliott Earls'a
Sztuka vs Sport
słowa
Udostępnij na Pinterest

Ostatniej nocy relaksowałem się z moją żoną i pociechami. Oglądaliśmy The Breakfast Club. W 1985 roku John Hughes wymiatał! Zobacz The Breakfast Club – wszystko o tyranii ustalonego porządku społecznego w okresie dojrzewania. Och, to także studium przypadku złego rodzicielstwa. Rzecz w tym, że możemy się wiele dowiedzieć o współczesnej kulturze sztuki z filmów Johna Hughesa.

Widzisz, z jednej strony masz Andrew Clarka, on jest sportowcem, klasowym cwaniaczkiem. Jest też garstka innych postaci, a wśród nich Alison Reynolds, która jest określana jako samotnik, dziwak. I co ważne, Alison Reynolds rysuje, ona jest artystką! Artysta. Mamy napięcie. Mamy dychotomię między sportowcem a artystą. W piramidzie społecznej nastolatków sportowcy i cheerleaderki są na szczycie. To popularne dzieciaki, prawda? Wszyscy inni wypełniają niższe poziomy. Schodzimy na dno i znajdujemy przegranych, geeków, wypalonych i oczywiście, podobnie jak Alison, znajdujemy artystkę.

W naszych amerykańskich dramatach o dojrzewaniu, jest ogromna ilość niechęci, niepokoju i ośmielę się powiedzieć, że nienawiści. Skierowanej z niższych poziomów na szczyt, w stronę sportowców, królowych balu i cheerleaderek, to jest formuła. I nie bez powodu jest to formuła. Wiesz, że to archetyp. Śmiem twierdzić, że prototyp. Teraz tyrania tej piramidy jest wszechogarniająca w okresie dojrzewania i wyzywam cię od powiedzenia mi, kto z nas nie cierpiał pod tym systemem. Szczególnie w The Breakfast Club staje się aż nadto jasne, że księżniczka, mózg, kujon, sportowiec, przestępca i koszykarz – wszystkie te postacie cierpią w ramach tego systemu.

Teraz, kiedy patrzymy na współczesną kulturę sztuki, kulturę dorosłych, a nie jakiś pieprzony film, kiedy my, artyści, w końcu uciekniemy z piramidy nastolatków, w końcu ewoluujemy i dojrzewamy do własnej dorosłości, stajemy się niezależni, my dziwacy, maniacy, wypaleni i artyści, mamy do czynienia z głęboką ironią. Zobacz wreszcie, jako dorośli, w przeciwieństwie do naszej młodości, mamy coś, co nazywa się sprawczością. Mamy moc, mamy moc tworzenia własnej kultury, własnych zwyczajów, zwyczajów i sposobów działania. Co więc zrobiliśmy z tą mocą i jaką właściwie stworzyliśmy kulturę? Oto ironia i zwrot akcji w naszej historii. Można by pomyśleć, że po okresie „cierpienia” na niższych poziomach piramidy społecznej w okresie dojrzewania, wkraczając w dorosłość i roszcząc sobie prawo do tworzenia kultury, artysta stworzy merytokrację. Kulturę, w której jednostki wznoszą się lub upadają, w oparciu o zasługi własnych działań.

Ale myliłbyś się! Mówię ci. Najlepiej dobij się do swojego brunatnego nosa i umiejętności wąchania tyłków, dzieciaku! Ponieważ mamy do czynienia z przeciętnością. Piramida, pieprzona piramida działa w pełni. A my, my to odbudowaliśmy! Mówię poważnie, stary. Widzisz, można się kłócić. Można by z całą mocą argumentować, że najbardziej zbliżoną do merytokracji rzeczą, jaką mamy w kulturze globalnej, jest w rzeczywistości sport; NFL, NBA i Premier League, pieprzony boks, MMA, lekkoatletyka. Ponieważ prostym faktem jest to, że kiedy najszybszy człowiek na świecie, Usain Bolt ustawia się na białej linii, a starter strzela z pistoletu, dziewięć przecinek pięć osiem sekund później, nie ma absolutnie żadnej dwuznaczności co do tego, kto jest najszybszy i kto rządzi niepodzielnie i nie ma nikogo, kto mógłby mu to odebrać. A jego kapitał społeczny i jego kapitał „kapitałowy” (pieniądze gotówkowe) oraz jego władza wywodzą się konkretnie z jego zdolności do działania. Jego szybkości i siły. Obecnie we współczesnej kulturze artystycznej i w mniejszym stopniu w kulturze projektowej, mamy właściwie coś przeciwnego. Antonim merytokracji. Przeciwieństwem jest przeciętność. O ironio!

My, dziwacy, maniacy, wypaleni i artyści z niższych szczebli dorastającej piramidy społecznej, kiedy wreszcie obdarzymy się władzą, tworzymy kulturę, która jako najwyższą wartość stawia kapitał społeczny. Samą popularność! Nie widzisz pieprzonej ironii? Nie widzisz w tym pieprzonej ironii? W okresie dojrzewania dziwolągi i maniacy, wypaleni i artyści są „galaretą” sportowców – są zazdrośni – „nienawidzą”. Ale przynajmniej siła i popularność dżokejów wynika z ich zdolności do występów. Mówię ci stary. Najlepiej zdobądź umiejętności brunatnego nosa i wąchania tyłków! Jestem poważny.

Widzisz, bo to był właściwy moment, w którym jako kultura przeszliśmy od tego, co nazywa się honorową definicją sztuki, do tak zwanej definicji klasyfikacyjnej. Zostań ze mną, nie mdlej teraz, ziomek, dopiero się do tego zabieramy. Zasadniczo oznacza to, że historycznie, tradycyjnie, te rzeczy, które mają zdolność przenoszenia ludzkiej duszy, ducha lub intelektu i wykraczają poza własną formę, zostały uznane za godne miana „sztuki”. Innymi słowy, to gówno to zaszczyt. To zaszczyt, że twoje gówno nazywa się sztuką przez duże „S”. Osiągnąłeś „Sztuka”. Pomyśl o tym. Pomyśl o tym. O idei, że twoja praca musi osiągnąć status „sztuki”. Ale te dni minęły, synu! To już nie jest to, co robimy. Mamy definicję klasyfikacyjną, model podobieństwa rodzinnego. Są w tym dobre rzeczy, owszem.

Ale są też poważne konsekwencje. Teraz twoja praca nie musi nic osiągnąć. Ponieważ to, co mamy, określa się mianem koncepcji otwartej. Widzieć! Nie widzisz tego! nie widzisz tego? Kiedy twoja praca nie musi osiągnąć statusu sztuki, kiedy już jest sztuką z natury, mamy problemy. Dzisiaj, właśnie teraz, te rzeczy wykonane przez artystę już z natury są „sztuką”. No to już poważna bzdura. To jest prawdziwe. Nie zmyślam tego. Tak wygląda system na dzień dzisiejszy. Bądź sobą. Odpalcie swoje dętki i zobaczcie, jak toniemy w rzece gówna pod przykrywką „sztuki”. W tym systemie pozostaje nam trzymanie torby.

Mówiąc dokładniej, zostajemy z kapitałem społecznym jako główną walutą współczesnej kultury artystycznej i przepraszam za mój francuski, ale to jest popieprzone. Bo widzicie, kiedy zrezygnowano z kryteriów, w tej otwartej koncepcji zostajemy z kulturową lokalizacją artysty i marketingiem. Pozostaje nam tożsamość artysty i jego osobowość, oraz autobiografia do ustalenia prawdziwość dzieła. Zatoczyliśmy pełne koło! Pozostaje nam pieprzona popularność jako główne kryterium pracy. Kariera 101 kochanie! Pracuj nad tą narracją. A najlepiej, żeby ta autobiografia była przekonująca, yo! Nie, nie mówię o „popularności” w sposób, w jaki termin ten jest konwencjonalnie używany. Ale mimo wszystko jest to „popularność” – z grupą sympatyków, z grupą, która dzierży władzę, ze strażnikami ognia, z tą grupą, która posiada władzę w świecie sztuki i designu.

Jakkolwiek wyrafinowane może być to pojęcie popularności, nadal jest to kapitał społeczny i popularność jako główna waluta sztuki współczesnej. Rzeczywistość jest taka, że ​​istnieją 2 ścieżki. Jesteś jak Siddhartha pod drzewem Bodhi. Musisz poważnie przemyśleć i podjąć kilka decyzji!

autor: Elliott Earls

tłum. Jakub Skaza


Udostępnij na Pinterest

Sztuka vs Sport

Genialne refleksje od Elliott Earls'a
słowa
Rozważania o kreatywności nad tomikiem poezji Staffa

Czy projektant musi umieć rysować?

Rozważania o kreatywności nad tomikiem poezji Staffa
Udostępnij na Pinterest

Czy projektant musi umieć rysować?

Rozważania o kreatywności nad tomikiem poezji Staffa
Czy projektant musi umieć rysować?
słowa
Udostępnij na Pinterest

Jakiś czas temu podczas coniedzielnej wyprawy na targ staroci, na której polowanie na książki – tomiki poezji w szczególności – jest jednym z gwoździ programu, trafiłem tomik Staffa z posłowiem Różewicza pt. „Kim jest ten dziwny nieznajomy?”. Poezja stylem charakterystyczna dla pokolenia przedwojennego, bardzo ładna choć nie w 100% mój klimat. Za to wydanie tej książeczki! Czysta typograficzna poezja! I tak przez kilka tygodni książeczka leżała przy moim łóżku i cieszyła mój wzrok za każdym razem gdy na nią spojrzałem. Nie mogłem nasycić się tym, jak cholernie estetyczna jest w swoim minimalizmie – ładny geometryczny wzorek, asymetrycznie umiejscowione pole z tytulariami złożonymi ładnymi krojami i bardzo trafny dobór kolorów.

Czułem, że jest w tym projekcie, szczególnie jego asymetrii coś naprawdę wyjątkowego i udanego.

Jakież było moje zdziwienie, gdy przeglądając książkę Janusza Górskiego „Dosłownie. Liternicze i typograficzne okładki polskich książek 1944-2019”, ujrzałem tak umiłowaną przeze mnie okładkę tomiku Staffa i komentarz autora sugerujący, iż jest to jedna z najpiękniejszych okładek PRL-u.

A okładek z okresu PRL jest w tym opasłym tomie dosłownie setki i jego autor definitywnie ma autorytet i rozeznanie w tych sprawach.

Innym miłym dla mnie zaskoczeniem była sytuacja w której zajarałem się od pierwszego wejrzenia w darmowym foncie IBM Plex Mono, po to aby parę miesięcy później usłyszeć od wykładowcy szkoły artystycznej w Cranbrook (Elliott Earls), że on również się nią jara i stosuje ją na swojej stronie.

Nigdy nie potrafiłem rysować ani malować. Nigdy nie czułem, że mam jakiś wrodzony talent plastyczny. Mam wrodzony talent językowy. Mam wrodzoną zdolność do wymyślania świetnych idei artystycznych i komunikacyjnych. I wreszcie – jak pokazuje anegdotka z tomikiem Staffa i czcionką IBM Plex Mono – mam wrodzone wyczucie estetyki.

I jak się już po raz kolejny okazuje, to w zupełności (prawie) wystarczy by być projektantem komunikacji wizualnej (i nie tylko wizualnej zresztą).

Ostatnio przeglądałem swojego Instagrama i zauważyłem, że jedno z pierwszych logo jakie zaprojektowałem komercyjnie (dla kolegi spod celi, który po wyjściu na wolność otworzył pizzerie) zostało opatrzone komentarzem konta Pangram Pangram, czyli jednej z najbardziej znanych na świecie firm tworzących dizajnerskie czcionki. „Just perfect!” napisali, czy coś w tym stylu. Czy logo było graficznie jakieś wybitne? Wątpię! Teraz pewnie zrobiłbym je troszkę inaczej. Ale jego mocną stroną była warstwa koncepcyjna. Nie wiem jak to wygląda teraz, ale przysięgam, że w roku 2017 jak patrzyłem na Google Grafika, to nie widziałem żadnego logo pizzerii, które przedstawiałoby trójkątny kawałek pizzy zwrócony do dołu, z ciągnącym się, spływającym z niej serem.

Prawda jest taka, że akurat w projektowaniu logotypów, zdolności plastyczne potrzebne są w najmniejszym stopniu, tutaj trzeba być cholernie mocnym konceptualnie. W innych dziedzinach, jak web design, czy projektowanie opakowań, zdolności plastyczne stają się już bardziej przydatne, ale to zawsze można oddelegować czy zlecić innej osobie. Chyba że ktoś jest uparty jak osioł jak ja - można się ich wyuczyć. I tutaj bardzo ważne jest aby przyswoić teorię i trzymać się zasad i je rozumieć. Żeby łamać zasady wpierw trzeba je znać. U mnie potężnym game changerem było dogmatyczne zastosowanie siatek w projektowaniu layoutów. Projektować "na oko" można jak się ma talent, bez talentu pierwszą rzeczą jaką robisz z białym canvasem to ustawiasz mu siatki.

Warto znać swoje mocne i słabsze strony i grać swoimi atutami!

Na sam koniec dnia, najważniejsze w projektowaniu dla pieniędzy są umiejętności miękkie, czyli asertywność gdy klient domaga się głupiej decyzji projektowej, oraz umiejętność schowania swojego ego do kieszeni, gdy klient ma rację, lub wytknął nam jakiś błąd.

Bardzo holistyczny skillset ten cały dizain :-)


Udostępnij na Pinterest

Czy projektant musi umieć rysować?

Rozważania o kreatywności nad tomikiem poezji Staffa
słowa

Logo dla gabinetu terapeutycznego

Udostępnij na Pinterest

Logo dla gabinetu terapeutycznego

Logo dla gabinetu terapeutycznego
zlecenia
Udostępnij na Pinterest

Gabinet Dobry Start oferuje terapię dla dzieci dotkniętych autyzmem. W pierwszym etapie researchu zapytałem Google jakie są symbole autyzmu. Dostałem trzy odpowiedzi: puzzle, tęcza, oraz kolor niebieski. “Niebieski jest uznawany za najgłębszy z kolorów, rozpływający się w nieskończoności horyzontu. Jako barwa najczystsza i najzimniejsza zarazem staje się najbardziej odrealnioną ze wszystkich barw.”

Wypisałem te trzy słowa + słowo „start” na mapie myśli i ciąg wolnych asocjacji doprowadził mnie do wniosku, iż start najlepiej byłoby zasygnalizować rajdową szachownicą i połączyć ją jakoś z puzzlami, tęczą lub kolorem niebieskim. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Na szczęście tzw happy accident sprawił, że na google wyświetliła mi się kostka Rubika... Bingo! - pomyślałem. Kostka Rubika w kolorach szachownicy! Zabawka symbolizująca podwyższanie kognitywnej sprawności i symbol rajdowy!

Udostępnij na Pinterest

Logo dla gabinetu terapeutycznego

zlecenia
Dla kolegi spod celi

Logo dla pizzeri

Dla kolegi spod celi
Udostępnij na Pinterest

Logo dla pizzeri

Dla kolegi spod celi
Logo dla pizzeri
zlecenia
Udostępnij na Pinterest

Moje drugie w życiu zlecenie na wykonanie logo wykonałem dla... kolegi spod celi z aresztu śledczego. Kolega otworzył pizzerię, ułożył sobie życie, ja dopiero zaczynałem swoją poetycką i dizajnerską drogę, ale to zlecenie było fajnym spięciem klamrą pewnego mrocznego okresu, który zostawiliśmy za plecami.

Ciekawostka: logo zostało pochwalone przez znane studio Pangram Pangram na moim drugim profilu na Insta. Choć dzisiaj pewnie wykonałbym je troszeczkę inaczej.  

Udostępnij na Pinterest

Logo dla pizzeri

Dla kolegi spod celi
zlecenia
Jedne i drugie epatowały estetyką męskiej energii.

Co wspólnego mają rzeźby na wrocławskich kamienicach oraz kolor parowozów?

Jedne i drugie epatowały estetyką męskiej energii.
Udostępnij na Pinterest

Co wspólnego mają rzeźby na wrocławskich kamienicach oraz kolor parowozów?

Jedne i drugie epatowały estetyką męskiej energii.
Co wspólnego mają rzeźby na wrocławskich kamienicach oraz kolor parowozów?
słowa
Udostępnij na Pinterest

Pastel jako odreagowanie wojennej kolektywnej traumy?

Styl dizajnu i architektury z początków XX wieku można by określić mianem „badass” - lekka nutka mroku, którego ludzie wtedy ewidentnie tak panicznie się nie bali, lekka nutka patosu, tęsknoty za czymś wielkim, silnym i pięknym. Wielkie wrota i mroczne płaskorzeźby na kamienicach, gotyckie czcionki w germańskich krajach. Jak wiadomo kultura jest nieustannym odreagowywaniem przegięć i traum z okresu poprzedniego. Pozytywizm odreagowuje romantyzm, który z kolei odreagowywał klasycyzm. Na początku XX wieku zaczęły przybierać na sile idee modernizmu i socjalizmu, które na miejsce pierwsze wysunęły funkcjonalizm i utylitaryzm, a także minimalizm estetyczny. Potem nazizm, komunizm i II wojna światowa sprawiły, że przestraszyliśmy się własnego cienia (w Jungowskim znaczeniu tego słowa) i stwierdziliśmy, że jak zapuścimy włosy, zostaniemy hipisami i wprowadzimy krągłości i pastele do projektowania i architektury, czyli „pussy ass” zamiast „badass” design, to świat stanie się lepszym miejscem. Z drugiej strony industrializacja produkcji, połączona z rosnącymi potrzebami na rynku mieszkaniowym (baby boomers), sprawiła że miasta na całym świecie pokryły się jednakowymi blokami z wielkiej płyty, jak również szklanymi wieżowcami. W ten oto sposób do całkiem niedawna ciągnęliśmy przez wiele dekad styl „family friendly”.

Dlatego też tak cholernie się ucieszyłem, gdy po pastelowych latach 90-tych (patrz: wrocławski Solpol) do mody wróciła w budownictwie cegła i czarny kolor, gdy można było spotkać coraz więcej nowych osiedli budowanych w takim właśnie stylu – męskim stylu.

Pastele zostawmy na rodzinne wypady do lodziarni.

Precz z „miłymi” kolorami na zabawkach dla dużych chłopców!

Jednak do pełnego odczarowania siły i patosu jeszcze nam daleko. Uzmysłowiłem to sobie, gdy aż mnie coś ukłuło w serce, gdy zobaczyłem reprodukcję parowozu sprzed ponad stu lat. Owszem, zawsze jakby wiedziałem że te parowozy były czarne, ale umknął mi jeden detal. Szprychy i płozy u kół. Błyszcząca się w słońcu czerń parowozu, połączona z jaskrawą czerwienią kół. Majstersztyk! Czy wyobrażacie sobie, żeby teraz któryś z przewoźników wypuścił na tory lokomotywę w czarno-czerwonych barwach? W świecie w którym wszystko musi być MIŁE dla oka? (Miłe to znaczy odwołujące się do kolorystycznych preferencji kobiet i dzieci, choć nawet i to nie do końca jest prawdą, bo znam wiele kobiet które uwielbiają ciemne barwy i czerń). Czy nawet wielkie, stalowe potwory muszą być family-friendly? Czy jakiś wycinek rzeczywistości nie mógłby odzwierciedlać kolorystyką bardziej męskiej energetyki?

EDIT: Uwaga, okazuje się, że jednak niektórzy przewoźnicy kolejowi – póki co głównie towarowi – zaczęli wypuszczać na tory lokomotywy w kolorach czerni, ciemnych szarości, oraz czerwieni i pomarańczy jako kolorów akcentowych. A jednak idzie ku dobremu!

Nie wiem czy to jest realne aby wrócić do rzeźb na budynkach, ale jako projektanci powinniśmy lobbować za odrobiną większej ilości „badass” designu. Gdy ktoś następnym razem poprosi Cię o „minimalistyczną stronę w jasnych kolorach”, powiedz jak Henry Ford: u nas można kupić auto dowolnego koloru, pod warunkiem, że jest to czarny. :D

ps. Nie bierz sugestii z mojej pracy na poważnie, a jeżeli już musisz, to rób tak jak moi znajomi grafficiarze, którzy malując graffiti na wagonach towarowych, wpierw zaklejają taśmą malarską oznaczenia wagonów, by po skończonej pracy je ściągnąć, pozostawiając w ten sposób oznaczenia wagonów nie naruszone przez spreje. Raz, że nie utrudniacie w ten sposób pracy kolejarzom, a dwa że poprawicie nieco w ten sposób swój wizerunek, a uwierzcie mi, że to potrafi zaprocentować. Owi znajomi opowiadali mi, że pewnego razu przyłapał ich na malowaniu pracownik kolei, chłopaków było sporo więc nie przestraszyli się i nie zaczęli uciekać, w zamian pokazali mu kawałki taśmy malarskiej na wagonach mówiąc „proszę zobaczyć, zostawiamy oznaczenia kolejowe nie naruszone”. Kolejarz spojrzał zaskoczony, na co odrzekł „dobra, zawijajcie stąd, jak coś to ja was nie widziałem, nie będę dzwonić na policję”. Da się? Da się.  

Udostępnij na Pinterest

Co wspólnego mają rzeźby na wrocławskich kamienicach oraz kolor parowozów?

Jedne i drugie epatowały estetyką męskiej energii.
słowa

Zbieg okoliczności

Udostępnij na Pinterest

Zbieg okoliczności

Zbieg okoliczności
Udostępnij na Pinterest

Zbieg okoliczności

Z mnóstwem znaków szczególnych, martwy lub żywy gdzie on się chowa?

Idę przez miasto zastanawiając się, czy powinienem dalej uprawiać street-art, czy też skupić się jedynie na karierze web-design'era i na tzw. normalnym-dorosłym-życiu. Przechodząc pomiędzy blokami na wysokości zaplecza jednego ze sklepów spożywczych, nagle czuję silny impuls. „Zajrzyj do tego śmietnika.” Że co? - zapytuję zdumiony samego siebie. „Zajrzyj do tego śmietnika.” - impuls narasta. Zaglądam do kontenera z makulaturą, znajdując w nim sześć zwiniętych w rulon plakatów formatu „citylight”. Całych białych na rewersie, niezadrukowanych, idealnych pod street-art na przystankowych citylight'ach (większość jest zadrukowana na rewersie, aby wyglądały dobrze podświetlone od tyłu - jak sama nazwa wskazuje). Nie zdążyłem wyciągnąć nawet trzeciego rulonu, gdy słyszę to charakterystyczne „piii, piii, piii” które robi cofająca śmieciarka. Nie wierzę, że oni przyjechali po makulaturę... – pomyślałem patrząc, jak śmieciarz zeskakuje i podchodzi do mojego kontenera. Proszę chwilę poczekać! Jeszcze tylko to wyjmę! - krzyknąłem, rzucając się po ostatnie trzy rulony. Nim zdążyłem otrząsnąć się ze zdumienia, śmieciarki już nie było. Stałem z sześcioma rulonami idealnych pod street-art plakatów.

Oprócz street-artu zapragnąłem nauczyć się pisać naprawdę dobrą poezję. Kilo-roboczo-godziny czytania teorii poetyki, wierszy i pisania wierszy. Aby tego dokonać przez rok czasu pracowałem na pół etatu, żyjąc na krawędzi egzystencji. Co jakiś czas znajdowałem na ulicy pieniądze. Nie pięć złotych. Nie dwadzieścia złotych. Przez rok czasu poznajdowałem na ulicy banknoty stu i dwustu złotowe o łącznej wartości 500 zł. Do tego raz jakiś facet na ulicy wręczył mi banknot 100 zł mówiąc „wesołych świąt”.

Tydzień temu stojąc pod bramą na Gwarnej (bez skojarzeń!) zobaczyłem w rogu leżącą butelkę Red Bulla i pomyślałem sobie: Gdyby tylko leżał tu martwy ptak. To byłaby super fotografia na plakat. „Red Bull doda ci skrzyyyydeł!”. Przechodzę tamtędy dzisiaj i patrzę: martwy ptak! Leżał koło opony zaparkowanego auta, a dwa metry od niego - w rogu leżąca butelka Red Bulla. Ta sama co leżała tam tydzień temu.

Czy przestrzeń daje mi jakikolwiek wybór? Nie. Daje mi znaki, bym zajmował się znakami. To nie ja wybrałem poezję, street-art i dizajn, to one wybrały mnie. Typopoligamia. Całe moje jebane życie kręci się wokół liter i znaków.

Jest wysoce prawdopodobne, że wylądowałeś tutaj wchodząc z adresu jaki podałem umieszczając moją poezję i dizajn w przestrzeni reklamowej miast. Być może czujesz oburzenie faktem, że nie płacę nikomu za reklamę, lecz umieszczam owe treści bez pozwolenia, nielegalnie. Być może nawet jesteś właścicielem owych przestrzeni – jeżeli tak, proszę dobierz mi się do dupy i podlicz mnie za dwa, trzy lata. Póki co nie jesteś w stanie niczego ze mnie zwindykować, bo niczego nie mam, ale to się niebawem zmieni. Cierpliwości. Muszę używać Twoich przestrzeni, żebyś miał co ze mnie ściągnąć – ot, taki paradoks. Bo widzisz, street-art to jest jedna z kilku rzeczy jakie potrafię robić naprawdę dobrze. Jestem nikim i nie znam nikogo ważnego. Nie mam pieniędzy na tym etapie rozwoju, a street-art jest dobrym patentem na to, aby zareklamować nową wersję siebie.

Nową wersję siebie – a zatem jaka była stara wersja mnie? Stara wersja była graficiarzem. Hardkorowym graficiarzem, malującym mury kamienic, bloków, pociągów i tramwajów. Wszystkich powierzchni płaskich na widoku publicznym. Poranionym chłopakiem z bloków, z niezamożnej, dysfunkcyjnej rodziny. Następnie młodym facetem który, z braku silnych wzorców i zdewastowanego poczucia własnej wartości, uczynił siebie przestępcą i narkomanem; finalnie więźniem.

„Zajebiście mają ci, których złe sny przestały być koszmarami” - głosił pierwszy napis, gdy zdecydowałem się zamienić pisanie mojego pseudonimu na wszystkim co płaskie, na pisanie rzeczy które są próbą wejścia w dialog z odbiorcą. Próbą zbudowania jakiegoś pomostu w dychotomii: Ja versus Świat.

Wybudziłem się z koszmaru tuż po trzydziestce. Od zawsze rozsadzała mnie od środka potrzeba tworzenia – nawet w furii niszczenia. Wiedziałem że tworząc nowy, lepszy sen, będę chciał zarabiać na życie tworząc. Przeszedłem kawał terapeutycznej i rozwojowej drogi, by całkiem niedawno zrozumieć coś bardzo doniosłego. „Wykolejeńcy” to w dużej mierze ekstremalne osobowości. Trochę tak, jakby scenariusz ich doświadczenia przywidywał jedynie spektakularny upadek, lub spektakularny sukces. Muszę sięgnąć po nieco szerszy zasięg i możliwości jakie on daje, muszę sięgnąć po mniej utarte schematy tworzenia, gdyż znając siebie, alternatywa jest dla mnie jedna: mrok i autodestrukcja. Poprzeczka postawiona niedorzecznie wysoko, to realny ratunek dla takich ludzi jak my. Umieszczanie nielegalnej sztuki to realny krok do przodu w porównaniu do tego, co robiłem w przeszłości – z etycznego punktu widzenia.

Zapraszam do kontaktu w sprawie zaprojektowania elementu lub całościowego wizerunku Twojej firmy, lub zakupu któregoś z płócien lub plakatów. Organy ścigania zapraszam do kontaktu za parę lat, jak już będzie można wyrządzić mi krzywdę. Póki co jestem typem który nie ma niczego do stracenia, a zatem nie można mnie skrzywdzić.  

Udostępnij na Pinterest

Zbieg okoliczności

Herbert - Ze szczytu schodów

Udostępnij na Pinterest

Herbert - Ze szczytu schodów

Herbert - Ze szczytu schodów
Udostępnij na Pinterest

Ze szczytu schodów - Zbigniew Herbert

Oczywiście

ci którzy stoją na szczycie schodów

oni wiedzą

oni wiedzą wszystko

co innego my

sprzątacze placów

zakładnicy lepszej przyszłości

którym ci ze szczytu schodów

ukazują się rzadko

zawsze z palcem na ustach

jesteśmy cierpliwi

żony nasze cerują niedzielną koszulę

rozmawiamy o racjach żywności

o piłce nożnej cenie butów

a w sobotę przechylamy głowę w tył

i pijemy

nie jesteśmy z tych

co zaciskają pięści

potrząsają łańcuchami

mówią i pytają

namawiają do buntu

rozgorączkowani

wciąż mówią i pytają

oto ich bajka -

rzucimy się na schody

i zdobędziemy je szturmem

będą się toczyć po schodach

głowy tych którzy stali na szczycie

i wreszcie zobaczymy

co widać z tych wysokości

jaką przyszłość

jaką pustkę

nie pragniemy widoku

toczących się głów

wiemy jak łatwo odrastają głowy

i zawsze na szczycie zostaje

jeden albo trzech

a na dole aż czarno od mioteł i łopat

czasem nam się marzy

że ci ze szczytu schodów

zejdą nisko

to znaczy do nas

gdy nad gazetą żujemy chleb

i rzekną

-a teraz pomówmy

jak człowiek z człowiekiem

to nie jest prawda co wykrzykują afisze

prawdę nosimy w zaciśniętych ustach

okrutna jest i nazbyt ciężka

więc dźwigamy ją sami

nie jesteśmy szczęśliwi

chętnie zostalibyśmy

tutaj

to są oczywiście marzenia

mogą się spełnić

albo nie spełnić

więc dalej

będziemy uprawiali

nasz kwadrat ziemi

nasz kwadrat kamienia

z lekką głową

papierosem za uchem

i bez kropli nadziei w sercu

Udostępnij na Pinterest

Herbert - Ze szczytu schodów

Przeprojektowanie logo Kon-Rem

Udostępnij na Pinterest

Przeprojektowanie logo Kon-Rem

Przeprojektowanie logo Kon-Rem
zlecenia
Udostępnij na Pinterest

Przeprojektowałem logo Kon-Rem

Każdy blokers kojarzy je ze swojej windy.

Jesteś blokersem? Na bank kojarzysz Kon-Rem którego nazwa jak mniemam wywodzi się z kombinacji Konstrukcje-Remonty. Ja wolałbym Parter & Partnerzy. (Jestem projektantem nazewnictwa na marginesie, polecam się). Kultowa marka podobnie jak Zremb. Jednak ich logo jest dla mnie wysoce - nomen omen - niezadawalające. Te światła międzyliterowe, te kreski łączące K z R, oraz N z M... Nie siada mi to. Proponuję zatem moją, bardziej optycznie zbalansowaną wersję.

ps. Jestem świadomy tego, że projektanci ulegają nieraz zewnętrznym naciskom i nie zawsze to oni stawiają kropkę nad i.

Udostępnij na Pinterest

Przeprojektowanie logo Kon-Rem

zlecenia
Jedna z najpiękniejszych okładek PRL

Leopold Staff "Kto jest ten dziwny nieznajomy"

Jedna z najpiękniejszych okładek PRL
Udostępnij na Pinterest

Leopold Staff "Kto jest ten dziwny nieznajomy"

Jedna z najpiękniejszych okładek PRL
Leopold Staff "Kto jest ten dziwny nieznajomy"
Udostępnij na Pinterest

Leopold Staff "Kto jest ten dziwny nieznajomy"

Jedna z najpiękniejszych okładek PRL

Udostępnij na Pinterest

Leopold Staff "Kto jest ten dziwny nieznajomy"

Jedna z najpiękniejszych okładek PRL
Atak, zanik, utrzymanie, zwolnienie

Syntezator dźwięku jako model oceny sztuk wizualnych

Atak, zanik, utrzymanie, zwolnienie
Udostępnij na Pinterest

Syntezator dźwięku jako model oceny sztuk wizualnych

Atak, zanik, utrzymanie, zwolnienie
Syntezator dźwięku jako model oceny sztuk wizualnych
słowa
Udostępnij na Pinterest

Syntezator dźwięku jako model oceny dzieł sztuki wizualnej

Umiejętność krytycznej oceny dzieł sztuki współczesnej i designu, to niezwykle istotny element rozwoju artysty lub projektanta. Zacznijmy od sztuki i spójrzmy na jedno narzędzie, które pomoże Ci ustalić jakość dzieł sztuki i wzornictwa.

Weźmy całkiem nietypowe założenie i spójrzmy na sztukę jako na formę falową. Użyjmy sposobu, w jaki syntezatory takie jak Minimoog i Nordlead wytwarzają dźwięki.

Syntezator jest elektronicznym instrumentem muzycznym, który generuje sygnały elektryczne przetwarzane na dźwięk. W syntezatorze basowy sygnał elektroniczny często jest tworzony za pomocą tzw. generatora obwiedni w syntezie A.D.S.R. Kontur sygnału jest kształtowany przez cztery parametry: ataku, zaniku, utrzymania i zwolnienia. Niegłupim pomysłem jest ocenianie dzieł sztuki wizualnej tymi samymi parametrami.

Zwolnijmy nieco i zbadajmy pierwszą sekundę zderzenia z dziełem sztuki, ten moment, kiedy po raz pierwszy absorbujesz je swoimi zmysłami. Jest bardzo ważne, by wyczulić siebie na swoją natychmiastową emocjonalną, intelektualną, fenomenologiczną i optyczną reakcję na pracę.

Atak

To jest to, co czujesz w pierwszej chwili obserwacji dzieła w twojej świadomości. Zwróć uwagę, że różne dzieła mają różny atak – jedne szybki inne wolniejszy. Atak to właściwość, w której jesteś w stanie być pochłonięty całkowicie obserwowanym zjawiskiem.

Zanik

Zanik jest momentem, w którym zaczynamy intelektualną obróbkę obiektu przed naszymi oczami. To próba znalezienia sensu w nim, próba znalezienia znaczenia. To bardzo ważne, by sztuka będąca manifestacją idei, gratyfikowała  i stymulowała ów kognitywny wysiłek.

Utrzymanie

Zdolność dzieła do utrzymania wysiłku intelektualnego. Niektóre prace stymulują go, inne wręcz przeciwnie. Pełne zrozumienie dzieła zawsze jest pewnym procesem. Czasem trwającym wręcz całymi latami.

Zwolnienie

Miara tego, na ile kognitywny wysiłek przyswojenia pracy pozostaje obecny w świadomości obserwatora, po tym jak opuścił jego bezpośrednią obecność/obserwację. Czy dzieło zostawiło ślad w jego pamięci? Jak dalece wpłynęło na jego obraz świata? Czy zainspirowało do wejścia w twórczy dialog?

Autor: Elliott Earls

Tłumaczył: Jakub Skaza

Udostępnij na Pinterest

Syntezator dźwięku jako model oceny sztuk wizualnych

Atak, zanik, utrzymanie, zwolnienie
słowa
Koncepcja na książkę wyśmienita. Wykonanie pozostawia niedosyt.

Smart obiekt - smart pomysł, wykonanie mniej

Koncepcja na książkę wyśmienita. Wykonanie pozostawia niedosyt.
Udostępnij na Pinterest

Smart obiekt - smart pomysł, wykonanie mniej

Koncepcja na książkę wyśmienita. Wykonanie pozostawia niedosyt.
Smart obiekt - smart pomysł, wykonanie mniej
słowa
Udostępnij na Pinterest

Smart obiekt - smart pomysł, wykonanie mniej

Koncepcja na książkę wyśmienita. Wykonanie pozostawia niedosyt.

Nie przeczytałem tej książki od deski do deski, ale też nie mogę powiedzieć, że ją jedynie przekartkowałem, bo jednak tu i ówdzie rzuciłem okiem na tekst. Ale zacznijmy od zdjęć. Gdy książka wpadła mi w księgarni w ręce, byłem naprawdę podekscytowany. Pomysł genialny i mocno wchodzi w mój gust, bo w głębi duszy jestem takim trochę śmietnikowym nurkiem i poszukiwaczem dziwacznych/brzydkich przedmiotów. Niestety - chyba tylko dwa, góra trzy zdjęcia zrobiły na mnie jakieś wrażenie, reszta - średniawka. Szczerze? Ja po trzech dniach spaceru po mieście cyknąłem dwie foty, które walą na łeb większość tych z książki (i parę innych, które może nie wpadają w kategorię "smart obiekt" ale też walą po oczach swoją dziwnością).

Druga sprawa to teksty. Dużo inteligenckiego języka, który ktoś złośliwy mógłby nazwać "inteligenckim bełkotem". Czy o śmieciach i różnych prowizorkach trzeba pisać w para-akademickim stylu, w stylu: zacytuję wielu innych intelektualistów, dam dużo cytatów, sam w sumie nic super odkrywczego nie powiem, co zamaskuje akademickimi słowami-kluczami typu: "późny kapitalizm", "kultura oporu", "tożsamość lokalnych społeczności" itp.? Moim zdaniem jest to do niczego nie potrzebne. Taki dmuchany ryż. Zupełnie jak książki sytuacjonistów :D

Rozdział z dziurami w jezdni i w murach w kształcie Polski - żenua.  

Czy gdybym ja poszedł z kolekcją moich zdjęć, które są o niebo lepsze, to czy wydano by mi taki album? Czas pokaże.

Udostępnij na Pinterest

Smart obiekt - smart pomysł, wykonanie mniej

Koncepcja na książkę wyśmienita. Wykonanie pozostawia niedosyt.
słowa
Rick Rubin zaraził mnie Wrestlingiem

Wrestling jest głupi i fascynujący jednocześnie

Rick Rubin zaraził mnie Wrestlingiem
Udostępnij na Pinterest

Wrestling jest głupi i fascynujący jednocześnie

Rick Rubin zaraził mnie Wrestlingiem
Wrestling jest głupi i fascynujący jednocześnie
Udostępnij na Pinterest

WRESTLING

Dzieciństwa lata dziewięćdziesiąte

zapach gumy do żucia

i rozedrgane liny

profesjonalnego wrestlingu

mój typ:

męskość spod ciemnej gwiazdy

różowe spodnie w białe serduszka

szczypta pedalstwa

dla mocnego kontrastu

Bret Hart kontra Shawn Michaels


System dwupartyjny

Big Brother

Muzyka rap

wszystkie przeszczepy się przyjęły

biedaki cebulaki

tylko ten jeden nie

z tej mąki nie urósł żaden chleb

wrestling jest tym

co różni nasz i amerykański genotyp

nie mam pojęcia co z tym faktem zrobić


Wy pewnie również nie.

Udostępnij na Pinterest

Wrestling jest głupi i fascynujący jednocześnie

Rick Rubin zaraził mnie Wrestlingiem