W głąb las

Julian Przyboś

W głąb las [II] - Julian Przyboś

Leśne, rośne i wonne rano.

Słońce wschodzi z gałęzi,

idę wolno, chwiejnie, polaną,

jak po lek, po dziewięćsił...

Sam. Ze sobą-niemową,

słucham ciszy i na przemian szumu:

co on znaczy, przeszło do szeptunów

zapomnianych, dawnych, wybyłych;

słabosilny, doszły do pół siły,

idę chwiejnie, jak po lek, polaną

i w głąb

w las,

w starodrzewny przebyt bez domu.

Czas mi nastał. Stąpam miarowo,

postukując imaginowaną

laską w dąb:

kukułką majową.

Przepowiada mi wieczność - nikomu.

Ile kroków rokrocznie wykuka,

ile lat mi o ziemię stuknie?

Już od dębu omszałego do buka

naliczyłem kilkadziesiąt; słucham,

a kukułka nie ustaje, kuka

w dębie, zaprzyszłej trumnie.

Głos odlata, dolata

i znika

nisko,

niżej

dzikiego storczyka -

Słyszę...

To Matka, Ona z głębi wytyka mi tkliwie

w wykukanym z przeszłości dzieciństwie

tak jak drzewiej - roślinkę - na nowo:

niepowtórną jedyność kwiatka.

Taję oddech, jakbym echo łapał

i odpukał je w żywym drzewie...

Mamo, czy to znak? Nieme słowo?

Równanie Świata?

Sam zapach.

Jebać media społecznościowe. Zainstaluj rozszerzenie do przeglądarki RSS Feed i wklej w nie link poniżej, aby być na bieżąco z tym i z innymi blogami!
slowotokarka.webflow.io/tokarka/rss.xml

Następny post

Poprzedni post