Inteligencka romantyzacja społecznego marginesu

W oczach więziennego psychiatry

We współczesnych filmach policjant lub oficer armii wygląda na głupiego, agresywnego, opętanego rządzą władzy, podczas gdy kryminalista jest uroczy na swój sposób, stylowy, kreatywny, przebiegły i nawet jeżeli pasożytuje na społeczeństwie, to tylko dlatego, że społeczeństwo nie dało mu dobrych warunków do rozwoju. Kryminalista jest bohaterem, a społeczeństwo które on okrada lub krzywdzi, jest antybohaterem. Młodzież uwielbia to i łyka jak pelikan. W kręgach wielkomiejskiej inteligencji bardzo popularny jest moralny relatywizm – ideologia bardzo atrakcyjna dla tych, którym granica między filozoficznymi dywagacjami a twardą, konkretną rzeczywistością zamazuje się i zlewa w jedno.

Przyjrzyjmy się zatem owej idealizacji, na którą zapadają najbardziej ci, dla których świat przestępczy oraz świat lumpenproletariatu jest jakimś odległym fenomenem zza szklanej szybki. I vice versa – im więcej miał ktoś kontaktu ze społecznym marginesem, tym mniejszą ma tendencję do romantyzowania go. Ja jako owoc mezaliansu i hybryda inteligencko-proletariacka, z marginesem miałem dość dużo do czynienia – na wolności, w więzieniu i na odwyku – i jakiś czas temu wpadłem na twórczość człowieka który świetnie sformułował to, co zawsze czułem intuicyjnie.

ZŁODZIEJ KRADNIE BO JEST BIEDNY?

Takowe stwierdzenie jest zawsze punktem wyjściowym dla owej romantyzacji. Tymczasem Anthony Daniels znany pod pisarskim pseudonimem Theodore Dalrymple, brytyjski psychiatra więzienny, autor wielu książek (wydanych również w Polsce – Google it), publicysta pisujący między innymi dla The Spectator i Wall Street Journal, twierdzi, że nie ma prostej, mechanicznej korelacji pomiędzy ubóstwem a poziomem przestępczości w społeczeństwie. Dotyczy to względnego i bezwzględnego poziomu ubóstwa. Chociaż jest prawdą, że osoby ubogie są bardziej skłonne do popełniania przestępstw, to jednak wiele danych wskazuje, że w akcie popełnienia przestępstwa oprócz braku pieniędzy muszą być zawarte inne, pozamaterialne czynniki, które sprawiają, iż osoba lub określona grupa podejmuje taki a nie inny rodzaj działalności „zarobkowej”. Słabym punktem lewicowej idealizacji jest to, że stwierdza jedynie pewną formę nielegalnej redystrybucji dóbr, jakiej dopuszczają się przestępcy, jednocześnie w ogóle nie zauważając komu te dobra są zabierane. A tak się nieszczęśliwie składa, że ofiarami przestępstw na ogół zostają nie bogaci, a właśnie inni biedni. Mieć włamanie w mieszkaniu dla osoby biednej oznacza finansową katastrofę, dla osoby bogatej jest co najwyżej irytującym incydentem. Zresztą analogicznie jest z falami migracji – młode, zdrowe byczki o śniadej skórze, na ogół osiedlają się w dzielnicach robotniczych, podczas gdy najgorętsi zwolennicy ich obecności mieszkają wygodnie na strzeżonych osiedlach.

Oczywiście z lewicową, nihilistyczną idealizacją przestępstwa - jako - redystrybucji wiąże się postulat zmniejszenia kar. Brytyjski kryminolog Jock Joung powiedział, że kryminologia to trwający 100 lat spisek przeciwko idei, że wymiar kary ma coś wspólnego z poziomem przestępczości i kąśliwie dodał, że w tym świetle to kryminolodzy są główną przyczyną przestępczości. Być może tak jest, pytanie czy chcemy jedynie karać, czy też resocjalizować jednocześnie. Muszę tu bardzo wyraźnie zaznaczyć, że w tej kwestii nie mam wyrobionej opinii. Wcale nie jestem przekonany, czy instytucja więzienia ma jakikolwiek sens (poza wymiarem ukarania), ale ten tekst o tym nie traktuje i nie będę się rozpisywał o zagadnieniu realnej resocjalizacji.

BIEDA MATERIALNA, BIEDA DUCHOWA, BIEDA POKOLENIOWA

Całe przesłanie Dalrymple'a polega na wskazaniu, iż bieda, a także przestępczość nie jest skutkiem jedynie systemowych niesprawiedliwości, że jest w niej jakiś czynnik kulturowy, duchowy, psychologiczny. Np. miażdżąca większość dzieciaków zamieszkujących getta (w USA to 60%), wychowywanych jest przez samotne matki.  To ważny fakt, ponieważ wszelkie możliwe dane wskazują na to, że osoby wychowywane przez samotne matki mają dużo większe szanse na wpakowanie się we wszelkiego rodzaju tarapaty – od wyroku więzienia do niechcianej ciąży – oraz popadnięcie we wszelkiego rodzaju społeczne i psychologiczne dysfunkcje.

Drugim filarem przesłania Dalrymple, jest wskazanie na pewnego rodzaju kulturowy permisywizm wobec osób dysfunkcyjnych oraz przestępców (to społeczeństwo/kapitalizm ich skrzywdziło, to nie ich wina), który pomijając już fakt, że jest merytorycznie dość wątpliwy, to przede wszystkim jest kontrskuteczny w procesie terapeutycznym. Odbieranie osobom z marginesu zdolności do moralnych osądów oraz odpowiedzialności za siebie, jest w gruncie rzeczy okaleczaniem ich.

Małżeństwo i pełna rodzina, jest nie tylko nieporównywalnie lepsza dla psychologicznego rozwoju dziecka, ale też istnieją przesłanki by przypuszczać, że kulturowe przesunięcie od monogamii do seksualnej wolnej amerykanki, może wiązać się ze wzrostem przemocy wśród młodych mężczyzn, którzy chętnie korzystają z owej wolności, jednocześnie pozostając tak samo zazdrosnymi o partnerki jak do tej pory, co może stanowić punkt zapalny do bójek a nawet morderstw pomiędzy nimi. Na to twierdzenie chyba nie ma twardych dowodów, ale warto posłuchać odczuć lekarza psychiatry, który w całej swojej karierze przerobił dziesiątki tysięcy osób z marginesu.

Warto też zauważyć, że o ile mamy kryzys małżeństwa i rodziny w niższych klasach społecznych, o tyle małżeństwo pozostaje nadal tak samo popularne w wyższych klasach jak kiedyś. I rzeczywiście, gdy wodzę wzrokiem wyobraźni po najbogatszych znajomych mi rodzinach, scenariusz w którym człowiek poznaje na studiach, a czasem wręcz w liceum swojego partnera, by po kilku latach wziąć z nim ślub, jest tak samo częsty, jak w niższych klasach jego przeciwieństwo – seryjne, co chwile rozpadające się związki, a małżeństwo (o ile w ogóle do niego dojdzie) niczym rosyjska ruletka ma miejsce z tą dziewczyną, z którą akurat zdarzyło się zaliczyć wpadkę. I to tylko po to, by po roku wziąć rozwód i wejść ponownie w cykl „seryjnej monogamii”. Ta korelacja jest tak wyraźna, tak rzucająca się w oczy, że zacząłem wręcz podejrzewać jakieś zaszłości karmiczne. Może człowiek ma udane małżeństwo nie dlatego, że pochodzi z bogatej rodziny, ani nie ma udanego życia finansowego dlatego, że ma udane małżeństwo, lecz raczej obydwa aspekty jednocześnie ma udane po prostu dlatego, że ma dobrą karmę?

NIEUDOLNOŚĆ PAŃSTWA OPIEKUŃCZEGO W DOBIE RELIGII NIEOSĄDZANIA

Dalrymple twierdzi, że brytyjskie państwo opiekuńcze stworzyło podklasę ludzi, dla których pójście do pracy oznaczałoby na tyle niewielką poprawę finansową, że bardziej opłaca się nie chodzić do pracy i brać zasiłek. Problem z państwem opiekuńczym jest taki, że w im większe tarapaty popadnie człowiek, tym bardziej zostaje „nagrodzony” czekiem lub talonami socjalnymi. Nie ma żadnego mechanizmu, który realnie gratyfikowałby pracę i postępy w wychodzeniu z biedy. Dalrymple podaje anegdotkę o pacjentce ze stwardnieniem rozsianym, która potrzebowała drobnych przeróbek w jej domu, by móc sprawniej z niego wychodzić. Postanowił więc zadzwonić do pracownika socjalnego, zaczynając słowami: „Mam tutaj przypadek szczególnie zasługujący na pomoc”. Po drugiej stronie kabla usłyszał chwilę grobowej ciszy, po czym pouczającym tonem odpowiedź: „Wszystkie przypadki są jednakowo zasługujące na pomoc proszę pana”.

I w tym właśnie tkwi problem zachodnich społeczeństw i jego elit – nie powinniśmy porównywać kobiety ze stwardnieniem rozsianym oraz młodego, zdrowego byczka, dorabiającego do zasiłku dilerką narkotykami. Nie powinniśmy w ogóle mieszać w to moralnych osądów – twierdzi przeciętny intelektualista Zachodu. Taka postawa stanowi jeden z najbardziej ciągnących w dół mechanizmów wewnątrz państwa opiekuńczego. Ta niechęć do trzeźwych osądów, które są właśnie jedynym warunkiem realnej pomocy osobom wykluczonym (które w głębi duszy uważają ich za frajerów od których można „ciągnąć hajs”), jest wyrazem dużo głębszego, filozoficznego nowotworu, który toczy umysły zachodniej inteligencji.

Dalrymple podaje kilka przykładów bardzo owocnych aktów moralnego osądu w swojej pracy w więzieniu. Przychodzi pacjent i mówi: mam jebany ból głowy. Na co Dalrymple odpowiada: czy gdybym powiedział ci „weź te jebane pigułki, zażywaj je co jebane 4 godziny i jeżeli jebane nie pomogą, to wróć, zajebię ci receptę na kolejne” to czy nie poczułbyś się dość dziwnie? No właśnie. Jesteśmy sobie równi na pewnym ludzkim poziomie, traktujmy się z równym szacunkiem.

Po pewnym czasie ani jedna osoba z oddziału nie rzucała mięsem w jego obecności. Innym razem przyszedł do niego więzień osadzony za seryjne włamania. Zapytał go, czy jego dzieciństwo miało cokolwiek wspólnego z jego nawykiem zdobywania pieniędzy poprzez włamania. Dalrymple odpowiedział:

- Absolutnie nie.

Skonsternowany więzień:

- Jak to? - Spodziewał się festynu empatii i moralnych wymówek.

Na co doktor:

- To proste. Jesteś leniwy, głupi i nie przyzwyczajony do zapracowania sobie na to, czego pragniesz. Więzień wybuchnąłł śmiechem. W głębi duszy wiedział, że zrzucanie wszystkiego na nieszczęśliwe dzieciństwo – które faktycznie przypadło mu w udziale, podobnie jak większości więźniom – jest nonsensem i do niczego konstruktywnego nie może zaprowadzić. Koniec końców nie każdy człowiek który miał nieszczęśliwe dzieciństwo zostaje przestępcą (choć faktycznie większość przestępców miała dzieciństwo dalekie od normy). Tym niemniej prawdziwa pomoc, to wzbudzenie w człowieku poczucia sprawczości i wiary we własne możliwości, by mógł stać się jednym z tych, którzy mimo kiepskiego startu, potrafią grać fair play. Potrafią coś dać z siebie społeczeństwu, zamiast tylko brać.

Innym razem przyszedł do niego więzień oznajmiając, że jeżeli nie da mu czegoś na uspokojenie, to zabije któregoś z pedofilów.

- Czemu tak czujesz? - zapytał doktor.

- Bo oni dobierają się do dzieciaczków.

Doktor postanowił zaryzykować i zrobić coś nietypowego, jak na standardy współczesnej psychiatrii. Zapytał więźnia:

- Czy masz dzieci?

- Tak. Troje.

- Z iloma matkami?

- Z trzema.

- Czy każda z nich ma chłopaka, a nawet chłopaków?

- Tak.

- Czy nie uważasz, że istnieje pewne prawdopodobieństwo, że któryś z tych chłopaków może zacząć dobierać się do twojego dziecka?

Więzień momentalnie zrozumiał o co chodzi doktorowi.

- Może ty sam nie jesteś pedofilem, ale swoimi życiowymi decyzjami stworzyłeś warunki w których tego typu zachowania mogą mieć miejsce. Teraz jest już za późno, nie możesz cofnąć czasu i tego zmienić. Ale możesz już dzisiaj zacząć realną pracę nad sobą, aby nigdy w przyszłości nie popełnić takich błędów.

Dalrymple zamiast wypisać mu prochy i mieć święty spokój, postanowił wyrzygać mu ewidentne moralne braki w jego własnej postawie, które próbował zakryć poczuciem niezasłużonej moralnej wyższości i aktem morderczego samosądu. I być może tym kubłem zimnej wody zmienił bieg jego życia, kto wie. Czasem naprawdę wystarczy kilka słów usłyszanych w odpowiednim momencie, by coś kliknęło w naszej głowie, dając fundament pod nowy, lepszy projekt życia. (Swoją drogą takich typów, którzy swoje kłujące w oczy, moralne defekty próbowali zrekompensować sobie nienawiścią do gwałcicieli i konfidentów, widziałem już całe mnóstwo. Nie ma nic bardziej zabawnego, niż widok szumowiny i społecznego pasożyta, który mówi coś o „zasadach”. )

Nasza niechęć do moralnego osądzania powstrzymuje „pomagaczy” przed zaprojektowaniem takiego systemu opieki socjalnej, który wynagradzałby produktywne postawy, ponieważ nie chcemy czynić osądów jakie postawy są produktywne a jakie nie - częściowo dlatego, że boimy się pomyłek w osądach i niesprawiedliwego potraktowania kogoś. Jednocześnie brak takiego rozróżnienia tworzy system, który gratyfikuje zachowania będące źródłem problemów, które jako społeczeństwo chcielibyśmy rozwiązać.

KULTUROWE ANTIDOTUM NA UBÓSTWO

Ten prosty materialistyczny redukcjonizm, czyli narracja o biedzie jako wymówce dla patologii, jest podważany przez wiele faktów życia, jak chociażby pewne grupy imigrantów, które mimo kiepskiego startu, dość szybko zaliczają awans społeczny. W Wielkiej Brytanii takimi grupami są Sikhowie oraz Żydzi. W Ameryce są nimi Azjaci. Każda z tych grup charakteryzuje się: po pierwsze, wysoką etyką pracy obecną w ich kulturze, po drugie, bardzo spójnymi więzami rodzinnymi. Ewidentnie bieda jest wynikiem nie tylko rynkowej gry, gdyż to sugerowałoby, że rynek jest grą o sumie zerowej – a nie jest – lecz zawarte jest w niej ubóstwo kulturowe, żeby nie powiedzieć wręcz duchowe. Dalrymple wskazuje na fakt, że kupno świeżych owoców i warzyw jest na tyle tanie, że nie powinno stanowić najmniejszego nawet problemu dla osoby na zasiłku. Tymczasem z jego obserwacji wynika, że ubogie rodziny odżywiają się wyłącznie gotowymi, wysoko przetworzonymi daniami z mikrofali i że prawie nigdy nie spożywają posiłków razem, przy jednym stole. Kto wie czy bieda ekonomiczna nie jest wtórna, względem biedy duchowej przekazywanej dzieciom z pokolenia na pokolenie? („Duchowa” to metafora dla deficytów emocjonalnych i psycho-społecznych)

Niestety takie pytanie jest wysoce niepoprawne w społeczeństwie, które jest nauczone wierzyć, że rynek jest formą zabawy w gorące krzesła, że jeżeli tobie się udało, to automatycznie ktoś inny musiał wypaść z gry, że bogaci bogacą się zawsze i wszędzie kosztem biednych. Cytując Thomasa Sowella, czarnoskórego, prawicowego ekonomistę, piszącego dużo o zagadnieniach wolnego rynku i nierówności: „Doktryną, która odniosła najbardziej spektakularny sukces w dwudziestym wieku, był marksizm... Jednak jeżeli bogactwo kapitalistów pochodzi z eksploatowania biednych robotników, powinniśmy przypuszczać, że wszędzie gdzie znajduje się większe skupisko bogatych kapitalistów, znajdziemy też korespondujące z nim, proporcjonalne skupisko biedy. Twarde fakty wskazują coś innego”.

FASCYNUJĄCA HIPOTEZA O GENEZIE ŁAMANIA PRAWA PRZEZ BIEDNYCH

Ludzie na marginesie społeczeństwa, wykazują niesamowitą kreatywność w pisaniu dla siebie życiowych scenariuszy, które można streścić do jednego słowa: tarapaty. I tu pojawia się absolutnie genialna analiza autorstwa doktora Theodora, która sprawiła że przeszły mi ciarki, bo zobaczyłem w niej samego siebie – pogubionego chłopka z dysfunkcyjnej rodziny.

Ludzie żyjący w ubóstwie, podświadomie pakują się w tarapaty, gdyż to dodaje ich życiu pewnej pikanterii. Wiem, brzmi dziwacznie, wręcz nie do wiary. Ale jeżeli pochodzisz z klasy średniej, to teraz uruchom wszystkie władze swojej wyobraźni: żyć na skraju minimum w pokoleniowej bezradności, mając pieniądze jedynie na zapewnienie potrzeb najniższego szczebla piramidy Maslova, jednocześnie przestrzegając wszelkich norm moralnych i prawnych, oznacza żyć życiem, które jest okrutnie i nie do zniesienia nudne i monotonne.

Taką trochę wegetacją.

„Przypał” jest za darmo, a przynajmniej jest co wspominać, gdy przywołujesz to kurewsko specyficzne odczucie, kiedy po raz pierwszy w życiu wchodzisz do kryminału, trzymając w ręce pakunek z pościelą, ręcznikiem i szczoteczką do zębów, mając nad sobą trzy piętra zakrytych siatką, zrobionych z drewna i przytwierdzonych do ściany korytarzy oddziałów, a wzdłuż nich: cela za celą za celą. I w jednej z nich za chwilę zatrzasną się za tobą drzwi, a ty będziesz spędzał w niej 23 godziny na dobę, z jakimś kompletnie obcym facetem, który nie wykluczone, że siedzi za głowę.

Żeby tą samą ilość adrenaliny zaliczyć legalnie, człowiek musi mieć jakiś kapitał: czy to na podróżowanie po świecie, czy to uprawianie sportów ekstremalnych, czy to posiadanie kreatywnej i pasjonującej kariery z wieloma zwrotami akcji. I pod tym względem uważam, że lewica jest potrzebna. Jako naród nie możemy wzruszać ramionami nad fenomenem biedy, która demoralizuje ludzi, a ta z kolei demoralizacja utrudnia podźwignięcie się z biedy, co stanowi sprzężenie zwrotne i błędne koło.

Tak jak przewód sądowy nie może odbyć się bez oskarżyciela i obrońcy, tak w społeczeństwie potrzebna jest prawicowa (wolność) i lewicowa (ludzka krzywda) optyka. Problem polega na tym, że współczesna, zmutowana forma lewicowości jest nie tylko kontrproduktywna ze swoją utopistyką ekonomiczną albo kulturowym nihilizmem, jest ona wręcz szkodliwa.

Żeby lewica znowu miała sens, musi odejść od myślenia antykulturowego i powrócić do myślenia prospołecznego, ale bez naukowego negacjonizmu i dziecięcej naiwności.

Być może pierwszym krokiem mogłoby być zarzucenie tytułowej idealizacji społecznego marginesu.  


Jebać media społecznościowe. Zainstaluj rozszerzenie do przeglądarki RSS Feed i wklej w nie link poniżej, aby być na bieżąco z tym i z innymi blogami!
slowotokarka.webflow.io/tokarka/rss.xml

Następny post

Poprzedni post