Ostatnio usłyszałem zdanie, które spięło klamrą właściwie całą historię mojego turbulentnego rozwoju. Rafał Mazur, autor bloga ZENJASKINIOWCA.PL, powiedział, że ludzie którzy mają silną potrzebę władzy – rozumianej jako sprawczość i stwórczość – którzy cechują się charyzmatyczną i agresywną energią stwarzania rzeczywistości na swoich autorskich warunkach, jeżeli nie znajdą ujścia dla tej energii, jeżeli nie znajdą sposobu, by ją konstruktywnie i skutecznie zamanifestować, prawdopodobnie odwrócą tą agresywną energię przeciwko sobie samym. Prawdopodobnie, mniej lub bardziej nieświadomie, zaczną proces autodestrukcji i autosabotażu.
Ludzie ci – i to już są moje własne słowa – wolą zniszczyć samych siebie, niż być elementem kolektywu i jego normotypu. Być kimś przeciętnym. Dla nich życie, które nie jest ekspresją skrajnej indywiduacji i totalnej władzy nad sobą, nie zasługuje na miano prawdziwego życia. „Wolą” zaćpać się na śmierć – na ten przykład.
Poczułem się, jakby ktoś streścił historię mojego życia w kilku zdaniach. Jeżeli jesteś czarną owcą, nigdy nie pasowałeś i nie tęskniłeś za autorytetem i masz silną potrzebę niezależności; jeżeli wyrosłeś w środowisku, które nie dało Tobie żadnych konstruktywnych wzorców skanalizowania tej agresywnej tęsknoty za władzą/wolnością, to uważaj chłopaku, uważaj dziewczyno – jesteś w grupie kurewsko podwyższonego ryzyka. Masz potencjał aby osiągnąć spektakularne rzeczy w życiu, ale statystycznie – wybacz te słowa – masz większe szanse, że się stoczysz i wykoleisz. Ludzie tacy jak my, po prostu nie znają nic „pomiędzy”. Są ludźmi ekstremów. Im szybciej uświadomisz sobie ten mechanizm, im szybciej zaczniesz poszukiwać wzorców i inspiracji dla ujścia tej energii, tym większe masz szanse, że nie zostaniesz ćpunem, alkusem, kurewką, złodziejem, hazardzistką czy jakimkolwiek innym wrakiem człowieka.